środa, 1 października 2014

Zdepcz mnie

Dużo ostatnio pracuję, Spotykam się z kobietami, rozmawiamy. W trakcie ostatnich sesji doznałam małego olśnienia. Mierzymy się z różnymi tematami, spektrum emocji jest ogromne a opowieści intensywne i różnorodne. Jedna rzecz jednak wypływa niemal zawsze. Zanim nawet dotkniemy najważniejszych ran, przedzierać się musimy przez ten sam zdradliwy las. Pełno w nim kolczastych krzaków i zarośli. Wszystkie mają tą samą nazwę: nie chciałabym histeryzować, wiem, że moje problemy to nawet nie są problemy, nie chcę się użalać nad sobą, wiem, że to nie ma znaczenia i to tak głupio brzmi, ale nie jestem szczęśliwa.
Odczuwam wtedy olbrzymi smutek a zaraz później wściekłość.Ten wewnętrzny głos torpeduje najmniejsze nawet próby myślenia o sobie jak o kimś wartościowym, o kimś kto zasługuje na opiekę, na wysłuchanie. Nie wiem z pewnością skąd ten głos pochodzi. Mam pewne podejrzenia. Ktoś musiał kiedyś regularnie "wytresować" takie nastawienie. Musiał z premedytacją powtarzać i okazywać: nie ma znaczenia co się z Tobą dzieje, przesadzasz, histeryzujesz, jesteś zbyt emocjonalna., nie rycz, nie krzycz, nie skarż się. Regularne ćwiczenia czynią cuda, również te psychiczne. Każda z kobiet, które spotykam nosi w sobie takiego kata. Przypomina on trochę zbyt rygorystyczne freudowskie superego. Bardzo okrutny przeciwnik, doskonały strateg i olbrzymi sabotażysta. Ma wielu popleczników i liczne koalicje. Sprzyja mu kultura i same zainteresowane. To przedziwne ale z jednej strony kobiety przekonane są, że one same nie są istotne a z drugiej strony kompulsywnie dają, dają, dają. Aż studnia się wyczerpuje. I wtedy, ja pierdole, zaczynają przepraszać. Bo dzieci w Afryce głodują, bo mąż dużo pracuje, bo dzieci tyyyle potrzebują- więc czymże jest w tym obliczu ich własne nieszczęście. I zaczyna się lawina. Leżenie w łóżku, godzinami gapienie się w ścianę, codzienny płacz w kąpieli, picie kieliszka, - lub butelki- wina do śniadania, romanse internetowe i zakupy, zakupy, zakupy. Oczywiście wszystko w ukryciu. Wszystko można robić ale nie martwić dzieci, faceta, rodziny.Nie pokazywać tych demonów, nie nazywać ich bo wtedy mogłoby się okazać, że są one potężne i pełne pasji- a więc całkiem ważne. Kobiety pełne winy, wykończone wyrzutami sumienia, zaszczute lekceważeniem, które same sobie fundują. A później trafiają do mnie. I znowu przepraszają.

3 komentarze:

  1. Kobiety i tak bardziej sobie pozwalają na okazywanie uczuć i słabości. Prawdziwie przechlapane mają mężczyźni, im to już w ogóle nie wolno, duzi chłopcy nie płaczą i mali też nie powinni, jeśli nie chcą się narazić na "sympatyczne" komentarze otoczenia. Wiem coś o tym, mam syna, ile razy musiałam go bronić przed bezmyślnymi komentarzami różnych pań, co wiedzą...
    Z drugiej strony - gdyby wszyscy rozpadali się przy najmniejszych nieprzyjemnościach życiowych, jak by się to wszystko miało toczyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakim cudem ja przeoczyłam, hmmm...

    Aaa, zapracowaniem.

    Miałam tak. Minęło.

    Bo to był mój osobisty ból, byłam bezbronna, byłam dzieckiem. I tak, jasne, w porównaniu z innymi, to...

    Ale ja się nie porównuję już. Moje, osobiste, zaakceptowane już i ominięte wreszcie.

    Można iść dalej.

    OdpowiedzUsuń