Nie piszę ostatnio, gdyż wpadłam w
czarną dziurę zazdrości. Przeczytałam najnowszą książkę Krytyki
Politycznej, rozmowę - wywiad z Agnieszką Graff. Moja miłość do niej ma długą historię, była wszakże bezpośrednią inspiracją do powstania tego bloga. Jej Matka Feministka
była doświadczeniem intensywnym- trwającym do dziś. No więc jestem
zazdrosna; zawistna nawet, bo chciałabym dysponować takim
instrumentarium umysłowo-językowym jakim ona dysponuje. Nie piszę, bo
Graff zazwyczaj mówi wszystko co i ja chciałbym powiedzieć. Tyle, że
znacznie lepszym językiem. Z tego też powodu nie podejmę się napisania
recenzji książki, gdyż z całym prawdopodobieństwem nie ustrzegłabym się
pomnika pochwalnego. A nie przepadam za pomnikami.
No tak. Książka aż kipi od myśli, które domagają się by je myśleć.
Siedząc
w kręgu, opowiadałyśmy o lęku i o wstydzie z tym związanym, o relacjach
z matką. Bo gdy kobiety głębiej ze sobą rozmawiają i wchodzą w zaufane
relacje, to kluczowym tematem jest zawsze matka- poważne kobiece
zwierzenia zawsze dotyczą matki. I feminizm, jeżeli w kimś zaczyna
kiełkować, to zawsze wiąże się z rozliczeniem swej relacji z matką i
refleksją, czy chcesz się z nią wadzić, czy godzić, czy realizujesz jej
projekt na życie, a przede wszystkim jej projekt na twoje życie.
Choć
feministyczny kontekst opowieści o matce jest mi nader bliski, to nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że zasadniczo każdy dorosły jakiego znam, bez
względu na płeć, prowadzi wewnętrzny dialog z własną, osobistą i jedyną
matką. Czasami wydaje mi się, że terapia polega właśnie na tym. Na
głośnej dyskusji z mamą. Tematów nigdy nie brakuje. Jest więc żal w
pierwszej kolejności, o to co mogła zrobić lepiej, przed czym obronić,
jakich słów nigdy nie wypowiadać. Jest tęsknota za czasem gdy była i gdy
wydawało się, że może góry przenosić. Jest dużo chęci by coś udowodnić,
zasłużyć, zostać dostrzeżonym. I dużo bólu. Kiedyś usłyszałam takie
zdanie: matce się zapamiętuje każdą pomyłkę, ojcu każdą zasługę. Jest
coś niezwykle demonicznego w relacji z matką. Może dlatego, że
wychodzimy z jej wnętrza, może dlatego, że tylko raz jeden w całym życiu
tworzymy doskonałą symbiozę- z nią właśnie. Raj utracony- do którego
później tęsknimy obsesyjnie, którego szukamy w innych relacjach.
Czyżby zasługi matki nie były doceniane tylko dlatego, że są tak
ogromne? Gdyby w pełni je uznawano, to każdy rozsądny człowiek, każdy,
kto uważa się za istotę ludzką i dla kogo świat cokolwiek znaczy, każdy
szczęśliwy człowiek, słowem wszyscy, powinni być nieskończenie wdzięczni
kobiecie. W najwcześniejszym okresie niemowlęctwa, kiedy była nam obca
świadomość zależności, byliśmy całkowicie zależni od matki.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że wynikiem takiego uznania roli
matki nie ma być wdzięczność czy pochwała, lecz zmniejszenie
istniejącego w nas lęku. Jeśli społeczeństwo będzie się ociągało z
pełnym uznaniem owej zależności, która jest faktem w początkowej fazie
rozwoju każdej jednostki, to nie osiągniemy pełni spokoju umysłu i
zdrowia, bo będzie nas dręczył niepokój. Jeżeli rola matki nie zostanie
prawdziwie doceniona, to zawsze będzie nam towarzyszył nieokreślony lęk
przed zależnością. - Winnicott