W poprzednim poście pisałam o władzy. Ostatnio obsesyjnie myślę o tym temacie. Niestety pierwsze skojarzenia jakie mi się nasuwają, wszystkie jak jedno dotyczą rodzicielstwa. Freud z pewnością chichocze.
Uczestniczyłam w nieskończonej liczbie dyskusji na temat metod wychowawczych, które wybierają rodzice. Większość głoszonych w ich trakcie tez przyprawia mnie o gęsią skórkę i zawroty głowy. Tak mocno zakorzenione w języku, jak na szalonej karuzeli kręcą się wokół: wychować, nauczyć, utemperować, ukrócić, podporządkować i dalej: wyznaczyć granice, nie dać się zmanipulować, mieć wspólny front. Wszystko się we mnie burzy na porównanie życia rodzinnego do poligonu. (Choć przyznaję, że i ja miałam epizod, w którym wojenne metafory były mi bliskie). Za tak artykułowanymi poglądami kryje się bardzo filozoficzne przekonanie na temat tego kim jest dziecko w swojej istocie. To właściwie dzikus, pełen podstępnych intencji, leniwy, nieodpowiedzialny, egocentryczny, pozbawiony empatii i nieumiejący się zachować. Dobrze, że są dorośli. Dobrze, że mamy władzę. Możemy ukrócić te rozwydrzone bachory.
Dziecięce fotografie hurtem wrzucane na facebooka są jak różowe ciastka ze sztucznym kremem, dodatkowo ociekające lukrem. Aż trudno uwierzyć, że ich autorzy są przekonani, że mają w domu małego tyrana, który nie pilnowany "wejdzie im na głowę". I ciągle się zastanawiam, jak to możliwe, że w przypadku dzieci, często robimy rzeczy, których nigdy nie zrobilibyśmy innemu dorosłemu. Przesadzam? Grozimy naszym dzieciom regularnie (jeżeli natychmiast nie przestaniesz...) oszukujemy je, szantażujemy (zrobisz to a wtedy dostaniesz...) komentujemy publicznie ich ubiór i zachowanie, zawstydzamy, porównujemy do innych (zobacz jak Zuzia grzecznie się bawi...), oceniamy, karzemy. Nie wspominając o tym, że nadal połowa Polaków uważa, że od klapsa jeszcze nikt nie umarł. Lista nie ma końca.
Jako żywo nie przypominam sobie żadnego ze znanych mi dorosłych, który dobrze reagowałby na tego typu metody. Mało tego. Gdyby mój partner miał pomysł by stosować w moim kierunku podobne "chwyty" nie zawahałabym się nazwać go przemocowym. No właśnie. Panie i Panowie, mamy i ojcowie. Używamy przemocy, tyle, że w białych rękawiczkach. Mamy cudowny aparat do racjonalizacji i usprawiedliwienia. Stoi za nami cała kultura i przyzwolenie innych dorosłych. Gdy pojawiają się rodzice, który szukają innej drogi są odsądzani od czci i wiary. Najczęściej dowiadują się, że takie wychowanie prowadzi do anarchii, przemocy i zachwiania społecznej struktury. Gdy w kontekście wychowania pojawiają się słowa jak: empatia, potrzeby dziecka, komunikacja - podnosi się chór oburzonych głosów krzyczących o dyscyplinie, porządku i powinności.
Także ten tego.
Wracać do rodzinnego stołu, dalej toczyć wojnę. Dalej sprawować władzę.